piątek, 3 stycznia 2014

Talisker- Single Malt Scotch Whisky Aged 10 Years

Kraj pochodzenia: Szkocja
Zawartość alkoholu 45.8%
Opakowanie: butelka 700 ml.
Cena: 160zł


Pierwszy wpis w nowym roku będzie dość nietypowy ponieważ ulubione piwo zastąpi whisky.
W pierwszy dzień nowego roku weszliśmy nie tylko ze sporym kacem ale przede wszystkim z podwyżką akcyzy. To skłoniło mnie do zakupu czegoś innego a przede wszystkim mocniejszego niż zwykle. Zachęcające opakowanie oraz wcześniejsze rozeznanie w temacie whisky jasno powiedziało mi, że to właśnie Talisker 10 powędruję do mojego koszyka.


Nasze whisky pochodzi ze szkockiej wyspy Sky i  jest to jedyna czynna destylarnia na tej wyspie. Nazwa Talisker w języku gaelickim oznacza kamienistą krainę. Gorzelnia została założona w 1830 roku w północnej części wyspy a dokładniej w Snizort. Dziś gorzelnia położona jest w Carbost nad malowniczą zatoka Loch Harport. Jednak dla samej whisky malownicze widoki mają niewielkie znaczenie. Znacznie ważniejsze jest morskie powietrze. W celu wzbogacenia smaku oraz aromatu o morską bryzę, sole i inne tego typu sprawy w destylarni zamiast szyb wstawiono druciane siatki. I co ciekawe nawet beczki w których przechowuje się whisky są sprawą drugorzędną. Najważniejsze są właśnie te morskie dodatki z których słynie Talisker.

Przejdźmy do samej whisky. Jest to Single Malt przez 10 lat leżakująca w beczce. Etykieta bardzo ładna choć powiedział bym, że standardowa dla tego typu trunków. Informacji na niej nie doszukamy się za wiele. Znacznie pomocniejsze będzie nam pudełko w które opakowane jest whisky. I ono prezentuje się fantastycznie! Przedstawione na nim skaliste wybrzeże podczas sztormu robi spore wrażenie. Z tyłu opakowania możemy też przeczytać krótką historię Taliskera. Powiem szczerze, że z przyjemnością kupił bym piwo w tak pięknym opakowaniu. Przejdźmy jednak do samej degustacji. Barwa złoto-bursztynowa. Aromat intensywnie torfowy, wręcz dymny łączący się z suszonymi owocami takimi jak morele czy śliwki. Żadnych morskich aromatów tu nie wyczuwam. Jest w tym wszystkim jeszcze jedna intensywna nuta, którą trudno mi jednoznacznie zdefiniować, coś jak zapach, który odnajdziemy otwierając jakąś starą szafę. Smak to łagodny początek. Pierwsze wrażenie to faktycznie morskie klimaty połączone ze słodkimi owocami. Im dalej tym jest bardziej rozgrzewający. Finisz to wreszcie to na co czekałem czyli torf a dalej smak jest też ostry taki pieprzny pozostawiający fajne delikatne pieczenie na języku. Na końcu alkohol już bardzo przyjemnie rozgrzewa, lecz nuty alkoholowe nie są przytłaczające co jest bardzo istotne.

Podsumowując: z wyższą czy niższą akcyzą jest to coś czego warto spróbować. Idealny na zimowe wieczory przy kominku. Ja mimo wszystko pozostanę przy piwie, od czasu do czasu zgłębiając te morsko-torfowe klimaty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz